Wczorajszy dzień prawie w całości wypełniła nam przeprawa do Chile.Podróż miała trwać 6 godzin a zajęła ok.9.Przeprawa przez Andy minibusem (12 pasażerów i kierowca)Nie byłaby nawet taka zła( widoki oszałamiające,góry piękne i takie niedostępne) gdyby nie granica chilijska.Właściwa granica przebiega przez środek góry-połowa 2 kilometrowego tunelu należy do Argentyny a reszta to już Chile.Za tunelem po kilku kilometrach dojeżdża się do pograniczników.I tu mała niespodzianka-kolejka autobusów i minibusów szacowana przez znawców na conajmniej 3 h czekania.Po 2 h coś drgnęło-albo nasz kierowca się wkurzył albo jedna z pasażerek miała znajomości bo po tym czasie sama odprawa odbyła się błyskawicznie.No ale mieliśmy w plecy 2,5 h.A jak się później okazało miało to kluczowe dla nas znaczenie.Zamażyliśmy sobie żeby zamieszkać w Santiago w apartamencie a nie w hotelu.Napisaliśmy w meilu że będziemy między 4 a 5 czasu czilijskiego.Po dotarciu do Santiago nie mieliśmy problemu z metrem i dość szybko trafiliśmy na miejsce(jedynie mały problem ze znalezieniem właściwego adresu).Okazało się,że nikogo nie było na miejscu a portier nie umiał nam pomóc.Było więc już ok.9 a my nie mieliśmy gdzie spać.Mała panika i ruszyliśmy na poszukiwania.Hotel znależliśmy dość szybko i do tego w miłej okolicy.
Od rana ruszyliśmy na zwiedzanie pobliskiego parku z Tarasami Neptuna. Oaza ciszy i spokoju w potoku samochodowym i ludzkim.Później zlokalizowaliśmy drugie znane nam apartamentowe miejsce.No i udało się-mieszkamy w apartamencie wielkości naszego byłego mieszkania( dla niewtajemniczonych jesteśmy obecnie bezdomni) z wszystkimi wygodami i w cenie porównywalnej do hoteli 2,3 gwiazdkowych.Mam nawet żelazko, no i oczywiscie dokonaliśmy wielkiego prania.Przed zmianą adresu przemieżaliśmy główną część miasta i odwiedziliśmy muzeum sztuki przedkolumbijskiej z niesamowitą czasową wystawą poświęconą jednemu z indiańskich plemion,którego obsesją był seks i życie pozagrobowe.
Teraz odpoczywamy i zażywamy "domowych klimatów".