Wyprawe do brazyli zaczelismy od chaotycznego pakowania bagaznika autobusu co juz opoznilo wyjazd, a dodatkowo za dworcem stalismy 30 min. Sama podroz nie nalezala do zbyt przyjemnych mimo ze podrozowalismy Buskama. Nad ranem dopadla nas drobiazgowa kontrola wojskowa ( kolejna godzina do tylu). Za to widoki za oknem super. Gdy dojechalismy do Santa elena (gdzie diabel mowi dobranoc) zgadalismy sie z angielka i razem taksowka ruszylismy do granicy brazylijskiej.Dowodem na to jak malo turystow jest w Wenezueli jest to ze owa angielka poprzedniego dnia byla na wycieczce z 4 polakow ktorych spotkalismy w posadzie w C.bolivar. Przedostanie sie przez granice brazylijska okazalo sie czysta formalnoscia. Pieczatka w paszporcie i zero pytan. Trzeba dodac ze granice przekraczalismy na piechote. Po trzech tygodniach w Wenezueli mozemy przyznac ze bylo tam milo ale nie jest to raczej miejsce do ktorego chcielibysmy wrocic. Brazylia przywitala nas dobra organizacja i po 10 min siedzielismy w taksowce do boa visty ( nie wiele drozsza niz autobus). Bylismy na lotnisku i w piatek lecimy do stolicy. Nie bylo problemu z zakupem biletow. Mamy fajny hotel, nic nie rozumiemy co do nas mowia,ale ludzie sa mili i staraja sie z nami porozumiec. Miasto wydaje sie byc czyste i zadbane - jutro to sprawdzimy dokladniej.