Dzisiaj zdecydowaliśmy się na małą wyprawę za miasto. Markus - nasz gospodarz doradził nam abyśmy pojechali do Tabay ( 15 km od Meridy). Najpierw 2 km przechadzka na dworzec autobusowy - byłoby to samą przyjęmnością gdyby nie smród spalin z ustalicznego korka, który jest zmorą Meridy. Złapaliśmy mały busik i po 30 minutach podróży dotarliśmy do Tabay. Tu przesiadka do jeepa podworzącego do górskiego parku narodowego. Kolejne 30 min i jesteśmy w środku lasu deszczowego. Po raz kolejny powala nas przyroda. Pozytywnym zaskoczeniem jest infrastruktura parku, dobrze oznaczone szlaki, dromitorium, restauracja itp. NIestety mamy tylko czas na 2 godzinny rekonesans. Jest super - miła odmiana od zgiełku od przyjemnej skądinąd Meridy. Markus narysował nam jeszcze mapkę jak dostać się do term po drugiej stronie Tabay i tutaj niestety zawodzi mapka narysowana odręcznie przez Markusa - po wejściu w ślepe uliczki rezygnujemy i wracamy do Tabay. Jeszcze obiadek "domowy" i powrót do Meridy. Bardzo przyjemny dzień ze względu na to co zobaczyliśmy jak i również na koszty. Wenezuelska prowincja jest naprawdę bardzo tania.
Jurto wyjeżdzamy na 4 dniową wycieczkę do Los Llanos. Zapewne będziemy mieli problem z dostępem do internetu, tak więc ciąg dalszy blogu zapewne dopiero za 5 dni.