Po tradycyjnej popoludniowej ulewie (tradycja kultywowana zarowno na Tobago jak i Wenezueli) wsiedlismy do pietrusa z lotniczymi siedzeniami. Wszystko zapowiadalo sie super do momentu kiedy stwierdzilismy ze siedzimy rzad przed rocznym dzieciatkiem (bez smoczka co okazalo sie fatalne w skutkach) oraz rzad za wscibskim 4 latkiem. Ale to przerabialismy juz wielokrotnie i jakos zyjemy. Gorzej bylo po wlaczeniu klimatyzacji. Po paru minutach w powietrzu unosila sie para z naszych oddechow (no moze troche przesadzam) Dzieki przezornej Agusi mielismy odpowiedni ekwipunek : kurtki, skarpetki i spiwory - ja spalem ( przynajmniej probowalem ze spiworem zarzuconym na twarz). Wysiadajac pol autobusu kaszlala ...a my nie :-) No i jeszcze dwa epizody po drodze:chwilowa awaria autobusu ( nie mogl zapalic przez 20 min) oraz wypadek tuz obok naszego autobusu. Cala podroz trwala ok 14h w tym 2 godziny w korku przed Caracas. Na dworcu wzielismy taxi do najlepszej dzielnicy w miescie Altamiry. Jechalismy z pewnymi obawami, bo wczoraj szukajac miejsca w hotelach znalezlismy wolne miejsca jedynie w 5gwiazdkowcach za kwote 250USD i wiecej. Poczatki nie byly dobre bo w 2 hotelach odprawiono nas z kwitkiem..ale do trzech razy sztuka. Wyladowalismy w Hotel Altamira za calkiem przyzwita stawke. Dodatkowy plus boy hotelowy wymienil nam pieniadze po czarnorynkowym kursie - dwukrotnie wyzszym od oficjalnego !!!