Tak wiec znalezlismy sie na Tobago gdzie chyba nie dociera za duzo Polakow,bo nawet Pan w kawiarni gdzie jemy sniadanka powiedzial ,ze byla jedna para ale tak ze dwa miesiace temu.Swieci sloneczko,jest goraco,wilgotno,ciepla woda w morzu(w kranie nie mozna uzyskac duzo zimniejszej) i jedna podstawowa roznica pomiedzy tym ciepelkiem a tym na bliskim wschodzie,ze jest niesamowicie zielono i kolorowo.Kwiaty przescigaja sie w atrakcyjnosci.To jest wlasnie to co lubie.A do tego panuje atmosfera calkowitego odprezenia i luzu.Super muzyczka i czas na wszystko.I wbrew pozorom tak mnie to nie denerwuje jak gdzie indziej np.dzis czekalismy na sniadanie ok.1,5 h a ja sie tylko lekko wzburzylam.
Pada tu tez dosc duzo,ale jakos tak nieuciazliwie.Wczoraj wracalismy z plazy i Piotrus sie martwil o roslinki a za pol godziny tak lalo,ze nie moglismy wyjsc z restauracji.Ulewa godzinna i potem spokoj a do tego caly czas cieplutko.Dzis padalo cala noc a rano prawie nie bylo sladow deszczu.Ludzie sa mili i w wiekszosci przypadkow bardzo ladni.