Następne dwa dni znów pechowo z pogodą-chyba przyciągnęliśmy ją z Melbourne.Co prawda aż tak nie wieje ale jest chłodniej i pochmurno.Włóczymy się po śródmieściu zaliczając oczywiście główne punkty programu jak Harbour bridge ,botaniczny ogród z kakadu na trawniku jak u nas wróble i ogromnymi nietoperzami obsiadującymi kilka większych drzew oraz oczywiście opera,która tak naprawde wogóle nie powala i jest obłożona łazienkowymi kafelkami(to jest kilka mniejszych budynków które z oddali wyglądają jak całość).Po drodze jeszcze zaopatrujemy sie w kilka gadżetów australijskich(nie bez drobnych kłopotów ale jakoś udaje się wszystko wyprowadzić na prostą).W południe osacza nas ze wszystkich stron tłum biegaczy tak że spacer wzdłuż wybrzeża jest raczej uciążliwy niż przyjemny bo musimy uciekać w krzaki przed przyszłymi maratończykami(w Sydney już w tą niedziele).Ogólnie miasto nam bardzo przypomina Vancouver-też zatoka z widokami tylko tam jeszcze ośnieżone góry w tle.Ale oba miasta zadbane i dobrze zorganizowane.A dodatkowo tutaj jest cieplej.Pojutrze wybieramy się w góry.