Z Borneo wróciliśmy na stały ląd oczywiscie Air Asia - tanio i wygodnie. Wylądowaliśmy w KL skąd poprzez Malakę jedziemy do Singapuru. Tym razem w Kuala Lumpur zatrzymaliśmy się w Mid Valley. świątyni próżności z 1000 sklepów, setkami punktów gastronomicznych, multipleksem, basemem i 3 hotelami. Poza nieuniknionym shopingiem zwiedzamy kolejne dzielnice KL poruszając się skoplikowaną mieszanką kolejek podziemnych, nadziemnych i podmiejskich. Wczoraj wybraliśmy się nieco dalej - do Port Dickson. Ponoć najbliższego kurortu morskiego ze stolicy. Najpierw godzinka podmiejskim KTM do stacji końcowej w Seremban ( stolica stanu Negeri Sembian, dalej autobusem podmiejskim do Port Dickson kolejne 40 min. Co o Port Dickson? Na pewno nie jest to must see w Malezji. Miasto to bardziej port cargo niż przystań jachtów, czy port pasażerski. Dużo instalacji przemysłowych nie bardzo wpisujących się w klimat kurortu. Poza tym miasteczko dość senne, żadnych atrakcji turystycznych nie zanotowaliśmy. Hotele z prywatnymi plażami oddalone są o kilka kilometrów od miasta i pewnie dlatego w samym PD nie zobaczyliśmy zadnego białego luda, czy japońca z aparatem fotograficznym. Tak więc PD to rozwiązanie dla kogoś, kto chce się położyć na plaży i mieć 2 tygodnie świętego spokoju ( choć w samej Malezji znajdą się na pewno fajniejsze miejsca na plażowanie). Podróż do PD była jednak ciekawostką natury... etnograficznej. Jak już wcześniej pisaliśmy Malezja to mix narodowościowy majajów, hindusów i chińczyków. W każdym mieście widać coś na wzór Chinatown i Little India. Jednak malajowie stanowią większość....ale nie Seremban i Port Dickson. Już w pociągu było doś hindusko. Ale po przesiadce do autobusu to już zupełne Indie. Kierowca Hindus, 80% pasażerów również, podróż umilała muzyka z hinduskiej stacji radiowej, przystanek na stacji benzynowej obsługiwanej przez hindusów, po drodzie do PD pewnie z 20 świątyń hindu ( meczetu nie zauważyliśmy). Po dotarciu do PD obległ nas tłum taksówkarzy ..hinduskich. Zgadnijcie kto prowadzi knajpy w PD? Oczywiście Hindusi , jak zresztą połowę sklepów ( druga połowa to chińczycy). Po ludziach, których widzieliśmy na ulicach to prorcje etniczne wyglądają mniej więcej tak : 60% Hindusi, 20 Chińczycy pozostali Malajowie. Powinni się chyba zastanowić nad utworzeniem w tych miastach Little Malaysia.