Po 3 zimnych dniach ( subiektywnie zimnych 20-22st) w Dalat z niecierpliwością czekaliśmy na ciepło wybrzeża. Na początek jednodniowy przystanek w Nha Trang - chyba w najbardziej znanym wietnamskim kurorcie. Niby ciepło, niby piękna plaża, niby ciepła woda...ale jakoś po Mui Ne Nha Trang wygląda blado. Po pierwsze miejska plaża odzielona jest od hoteli bardzo ruchliwą dwupasmówką, i szerokim chodnikiem. Po drugie Nha Trang to duże chałaśliwe, betonowe miasto, praktycznie bez atrakcji poza knajpami i nocnymi klubami. Po trzecie poziom natarczywości sprzedawców, rykszarzy i motorkowców jest niedozniesienia. Ze względów logistycznych wybraliśmy hotel Hanh Cafe znajdujący się jedną przecznicę od plaży, po za tym,że tani ( 10 baksów za dwójkę z klimatyzacją, całkiem przyjemną łazienką),to nigdzie nie musimy taszczyć naszych plecaków. Pod hotel przyjechaliśmy z Dalat i spod hotelu startujemy w dalszą droge. Bez żalu wybieramy się do Hue nocnym sypialnym autobusem