Spędziliśmy w Sajgonie parę dni. Jest dziwnie. Z jednej strony mnóstwo symboli niepozwalających zapomnieć, że jesteśmy w szczęśliwym kraju rządzonym przez nieomylną KPW. Wszyscy są równi...ale niektórzy równiejsi. Najwyraźniej Wietnam podąża drogą zbliżoną do Chin, gdzie w sferze ustrojowej mamy komunizm, ale w sferze gospodarczej buchający kapitalizm z wzrostem gospodarczym powyżej 7% od początku lat dziewięćdziesiątych. Przeczytałem gdzieś, że wietnamczycy mają problem z dopięciem bilansu handlowego...ze względu na szaleńczy wzrost importu produktów luksusowych ( pooć w Hanoi i MCMC jeździ kilkadziesiąt RR,Bentley`i itp). z drugiej strony w statystyce produkcji krajowej per capita Wietnam zajmuje 124 miejsce.
W mieście tabuny turystów zarówno takich plecakowych, jak i tych okupujących 4 i pięciogwiazdkowe hotele. Hoteli, hosteli, guesthous`ów setki. Jednak to co zapamiętamy na długo to ruch uliczny z setkami tysięcy motorków.Kaźde przejście przez ulicę podnosi poziom adrenaliny, bo motorki jadą na Ciebie z każdej strony. Pomimo tego miasto zwiedziliśmy na piechotę. Zobaczyliśmy główne atrakcje z Pałacem Prezydenckim (obecnie pałac reunifikacji) i kilkunastoma pagodami na czele. Tu ciekawostka - wietnamczycy uznają się za wyznawców Buddy, choć tak na prawdę jest to mix buddyzmu, taoizmu oraz wyznań lokalnych. W pagodach widać ogromny wpływ kultury chińskiej. Ponadto trudno je nazwać świątyniami w rozumieniu chrześcijańskim, czy buddyjskim z tajlandii czy laosu gdzie pagoda to sacrum. Tutaj pagoda to miejsce spotkań, posiłku, odpoczynku no i modlitwy.
Mamy porę deszczową więc pada praktycznie codziennie - najczęściej popołudniu 30-45 minut, ale jak!!! Kilka munut oberwania chmury i wszystko pływa, a ulice zamieniają sie w strumienie.