Po ruchu ulicznym w Hanoi myśleliśmy, że nic nas nie zaskoczy..a jednak. Poziom chaotyczności ruchu drogowego w Phnom Penh przerasta wszystko co do tej pory zobaczyliśmy. Każde przejście przez ulicę to niemały stres, za każdym razem masz wrażenie że jednocześnie ze wszystkich stron jadą na Ciebie dziesiątki motorków . Praktycznie nie ma sygnalizacji świetlnej, a jak jest to i tak przez większość ignorowana. Dodatkowo, podobnie jak w Wietnamie (a właściwie na całym półwyspie indochińskim)pojęcie chodnika nie funkcjonuje, a właściwie ewulowało. W wydaniu kambodżańskim to coś w rodzaju połączenia przystani dla motorków/samochodów z przenośnymi garkuchniami/ sklepami z domieszką wysypiska śmieci. Generalnie stolica robi przygnębiające wrażenie. Duszne, brudne, chaotyczne, głośne. Widać po mieście jaka tragedia dotknęła ten kraj 30 lat temu. Nie ma tu zbyt wielu zabytków godnych zwiedzenia - pałac królewski dostępny tylko w małej części, a muzeum w Siem Reap bije to w stolicy na głowę. "Główną atrakcją" jest chyba szkoła średnia przerobiona w 1975 roku przez czerwonych kmerów na więzienie, a właściwe fabrykę tortur. Wrażenia porażające - odbiera mowę. Nie mieści się w głowie że można eksterminować własny naród - unicestwiając ok 2,5 mln ludzi - co dawało 1/4 populacji Kambodży. Co gorsze, czytając i oglądając świadectwa z czasów Pol Pota można dojść do wniosków, że całkiem blisko odbywa się podobny eksperyment na całym narodzie. W Korei Północnej funkcjonuje podoby system krzyżowej inwigilacji, obozy "pracy", głód, strach, zniewolenie, a cały cywilizowany świat ma to w....