Tym razem wybieramy autobus i to 1 klasa(koszt ok.10 krotnie większy).Podróż przebiega bez sensacji a nawet w koszt biletu wliczony jest lunch.Po przyjeżdzie wybieramy się na obchód miasta i poszukiwanie ciekawszego noclegu.Natrafiamy na sympatycznego Chińczyka dobrze mówiącego po angielsku co jest niesamowitym atutem( w hotelach średnich cenowo jest bezklimatycznie i ani dudu po angielsku).Zamieniamy więc hotel na tekową chatke z wentylatorem-okazuje się to niestety niezbyt dobrym pomysłem w tych temperaturach i rozpływamy sie mimo otwartych okien ,ale nic to jesteśmy twardzi-miało być klimatycznie to jest.Zgodnie z uzyskanymi informacjami jedziemy do starego miasta busem za 1.5 .Na miejscu kupujemy bilety wstepu,które będą też obowiązywały w Si Satchanalai.Oglądamy kolejne świątynie i wizerunki buddy (zwiedzać można na rowerach ale ja obawiając się nieco moich zdolności cyklistycznych wole nie ryzykować).Potem jeszcze muzeum.Następny dzień to wyprawa autobusem lokalnym do miasteczka oddalonego o 56 km.Znowu świątynie i wspinaczki na szczyt(niewielki ale w tym klimacie to już zadyszka).Stare miasto to 11-13 wiek.Przyjemnie.Powrót był nieco bardziej urozmaicony(też z powodu dezinforacji co do godzin odjazdu autobusu) przez zabieranie i wysadzanie szkolnej gawiedzi.Zauważamy też,że ciągle na naszej drodze przewijają się te same białe twarze.
Jutro wyjazd do Chiang Mai.