Przyjechaliśmy do zagłębia rozrywki ale i a może przede wszystkim niesamowitych krajobrazów ipiekielnych zapachów.Pierwsze co daje się we znaki to wszędobylska siarka w różnym stężeniu.Pierszy dzień spędzamy na zwiedzeniu samej Rotoruy.Muzeum w zabytkowej łaźni i kurorcie balneologicznym,park Kuirau z dymami i bulgocącymi błockami( niesamowicie to wygląda gdy na terenie ogródka przydomowego widać unoszące się opary) ,no i obowiązkowo centrum turystyczne aby ustalić plan na dalsze dni.
Dzień drugi to wyprawa miejskim autobusem do Rainbow Springs i Kiwi Ecounter czyli przyroda podana na tacy z oprowadzaczem w słuchawkach i opowieści o kiwi (nie tym z drzewa tylko tym spod niego-śmiesznym stworku produkującym jajo stanowiące 1/3 jego wielkości).Całość fajnie zorganizowana.
Dzień trzeci to spotkanie z atrakcjami tego terenu czyli królestwo gejzerów Wai-o-Tapu ( wszystko naj na świecie czyli ogromne bąbelkowe jezioro błotne,gejzer sztucznie pobudzany mydłem ale wysoki na 10-20 m) ze ścieżkami wśród gejzerów i ciepłych źródełek-połączenie z pierwiastkami daje różne barwy i kształty.Potem dolina wulkaniczna Waimanagu-podobny klimat na większym terenie.Wulkan ,który tu wybuchł w 1886 zabił 120 ludz i zniszczył całkowicie wegetacje a teraz jest to zielona i pełna życia okolica. Niegdyś zjeżdżały tu tłumy turystów aby obejżeć różowe i białe tarasy(podobne troche do Pammukale) a po erupcji zostały one całkowicie zniszczone.Troche się nachodziliśmy ale było warto,a do tego mieliśmy super pogode.Jednak musze dodać,że jest to naprawde zima więc ja jako czołowy zmarźlak ubieram się w 5 warstw a do tego czapka,kaptur i obowiązkowo rękawiczki a widok niektórych osób przyprawia mnie o ból głowy- krótkie spodenki,krótki rękaw-naprawde tu jest zimno.Doszłam też do wniosku że dzieci chodzące na boso to chyba Hobbici ,bo nie dość,że zimno to jeszcze ich trasa przebiega po wyboistych i kamienistych dróżkach-z pewnością nie dla bosych, ludzkich nóżek.