Praktycznie każdy dzień,który spędzamy w Nowej Zelandii staramy się wykorzystać aktywnie.Dzisiaj postanowiliśmy zrobić dwa wypady do pobliskich atrakcji.Jesteśmy w Paihi czyli takim naszym Sopocie-jest zima czyli po sezonie a spacery po plaży to czysta przyjemność.Temperatura w ciągu dnia to 21-23 stopnie więc "nie dziwią" obrazki buszujących w wodzie i na plaży golutkich dzieci.Wieczory i noce są już chłodne więc posiadanie podgrzewanego kocyka to szczyt marzeń.Ale mimo wszystko taka zima mi odpowiada.Wracając do wycieczek,to promem do Russell i plażą do Waitanagi.Pierwsza miejscowość leży na półwyspie ale prom dociera szybciej i do centrum-jeśli to tak można nazwać.Kiedyś było to miejsce zbiegów i ludzi o niezbyt dobrej reputacji a dziś to raj dla emerytów.Ogólnie sympatyczna mieścina z pięknymi krajobrazami.Po południu wyprawa do historycznego miejsca-tutaj w 1840 podpisano traktat pokojowy i zapewniający Maorysom opieke ze strony Korony Brytyjskiej.Ciekawe miejsce z maoryskim domem spotkań i canoe dla 80 ludzi z wiosłami.Do tego niesamowita przyroda i nic dodać nic ująć.
Piotruś w ferworze opisu wczorajszej wyprawy zapomniał wspomnieć o parku ogromnych drzew kauri.Kiedyś zajmowały one prawie cały obszar północy teraz tylko 30%.Są tak wspaniałe,że nawet Królowa ElżbietaII zapragnęła je obejrzeć.Kiwi aby dobrze przygotować się na wizyte Monarchini wybudowali w parku podesty stanowiące droge pośród drzew.Ta przyjemność kosztowała milion dolarów a Królowa przyjechała,popatrzyła,stwierdziła jakie piękne drzewa ale już czas na popołudniową herbatke i ...odjechała.A drzewa są naprawde piękne i warte trochę więcej czasu-my skorzystaliśmy z wystawnej dróżki.