Przed wyprawą na Daleką Północ zastanawiałem się dlaczego jest ona tak słabo skomunikowana z Auckland. Po powrocie dziwię się że się dziwiłem. Na trasie pomiędzy Kerikeri a latarnią morską Cape Reinga ( ok 200km drogi) jest tylko jedno miejsce, które można nazwać miastem - Kaitaia licząca ok 5 tys mieszkańców. Po za tym kilkanaście sennych osad nad wybrzeżem, no i pojedyńcze farmy. A pomiędzy lasy, wzgórza, pola, łąki a na nich tysiące owiec i krów - no i 90 milowa plaża. Nie bardzo rozumiem, dlaczego ten cudowny zakątek świata jest praktycznie wyludniony. Klimat i przyroda jest rewelacyjna, Cape Reigna leży na wysokości Santiago de Chile, Cape Town w RPA i na wysokości Californii i Morza Śródziemnego na półkuli północnej.... wszystkie te miejsca są wystarczającą rekomendacją, a Far North nazywana Północą Bez Zimy jest niezamieszkany. Najdalej połozone 90 mil jest kosmicze ze względu na ponad 120 kilometrową plażę, która praktycznie na całej długości jest...przejezdna. Jest ona najlepszym i najszybszym sposobem dotarcia do wierzchołka półwyspu i regularnie jest używana przez busy dowożące turystów do Cape Reigna i lokalsów zakochanych w wędkowaniu. Jedyny problem to pływy, jeżeli ktoś nie wie jak one działają może pożegnać się na zawsze ze swoim samochodem i spędzić upojną noc pod gwiazdami - na całej 90 milowej plaży są tylko 3 zjazdy:).Pewien problem z dostaniem się z plaży jest na samej północy, ponieważ jedynym zjazdem jest strumień pomiędzy kilkunastrometrowymi wydmami. Plaża wykorzystywana jako regularna droga to pewne zdziwienie, ale strumień wykorzystywany przez autobusy jako regularne połączenie plaży z drogą asfaltową to już na prawdę coś. Tak na marginesie wydmy są potężne i wykorzystywane do serfingu na piasku ( trasa kończy się w strumieniu).