W Auckland jak na razie spędziliśmy 2 i pół dnia i mimo ,że jest to zima to nie można się tu nudzić.Trafiliśmy przypadkowo na stary ,uroczy cmentarz-groby zaniedbane ale kipiące historią sprzed dwóch wieków-a do tego piękna słoneczna pogoda.Odwiedziliśmy podwodny świat Kelly Tarlton's z pingwinami,rekinami i mantami oraz muzeum miejskie,gdzie czekała na nas niespodzianka bo nie dość,że ludzie wiedzieli gdzie jest Polska to jeszcze pozdrawiali nas w naszym języku-miła odmiana po Stanach.Podobno w samym Auckland jest tysięczna polonia co jak na 4 milionowe państwo stanowi duży odsetek.Przeszliśmy też dzielnice Parnel i Ponsoby-bardzo przyjemne okolice z miła atmosferą.
Wczoraj na kilka dni opuściliśmy Auckland aby udać się na północ i zobaczyć tutejsze prowincje.Miasteczko Kerikeri to ok.4 tys. luda a infrastruktura całkiem niezła.Wybraliśmy się na spacer szlakiem wzdłuż rzeki (wszystko dobrze oznakowane i zorganizowane-tak w sam raz nie za dużo i nie za mało).Przyroda jak zwykle zachwycająca-a szczególnie drzewa paprociowe.Jest początek zimy(taki nasz 1 grudnia) a słoneczko świeci i grzeje tak,że czuliśmy się jak na wiosne(zresztą nie tylko my,bo wielu ludzi nadal chodzi w krótkich spodenkach i rękawkach oraz w japonkach albo wręcz na boso co wywołuje we mnie wstrząs termiczny).W miasteczku jest też najstarszy kamienny dom w Nowej Zelandii(1836 rok) i oczywiście świadectwa obecności Maorysów,ale przede wszystkim jest tu niesamowicie pod względem krajobrazowym.Jutro chcemy dotrzeć na najdalszą północ.