Wyprawa do Nowej Zelandii rozpoczęła się od wpadki. O 5 ranu z całym majdanem jesteśmy na lotnisku w Nadi ...a tu się okazuje że naszego lotu do Auckland nie ma!! Pan z obsługi lotniska mówi, że tak, był w rozkładzie poranny lot Air NewZeland,a le jedynie do końca kwietnia. Teraz jest, ale wieczorem. Mała konsternacja, a u niektórych panika. Piąta rano, wszystkie biura pozamykane - sytuacja patowa. W końcu udaje nam się dodzwonić do biura AirNewZeland w Auckland, gdzie Pani nas uspokoiła - zostaliśmy automatycznie przeniesieni na listę pasażerów lotu wieczornego - więc mamy miejsce! Niestety cały dzień mamy w plecy - wracamy do hostelu i śpimy. Wieczorem lecimy i bez problemu lądujemy po 3 godzinach w Auckland. Pierwsze wrażenie - ZIMNO. 8 st lace po miesiącu w temperaturze pow.25 st marzniemy. Bez wiekszych przeszkód przechodzimy immigration, na kontroli biologicznej niestety tracimy pamiątkę z Fidzi - nasiona dziwacznej odmiany palmy - trudno przepisy Nowej Zelandii są nieubłagane. Nocujemy w Base ACB Hostel w samym centrum Auckand. Pierszy raz spotykamy się z hostelem na skalę przemysłową - 7 pięter, pokoi, rececja o pow ok 100 m2, biuro podrózy, potężne internet cafe, itd.
Dzisiaj obeszliśmy centrum i okolice.... i bardzo się nam podoba. Powoli przyzwyczajamy się do zmiany klimatu. W planach parę dni na północy, potem powrót do Auckland i podróż w dół aż do Christchurch. Zapowiada się ciekawie