Mimo,że USA nie zaliczałam do miejsc w których mogłabym zamieszkać to jednak właśnie tu znalazłam taki wyjątek.San Francisko jest wspaniałe pod każdym względem.Jest to miasto do życia z wszelkimi dogodnościami nie to co w LA gdzie życie przeniosło się na przedmieścia.Tutaj są wspaniałe uliczki z domkami jak perełki(oczywiście nie wszystkie są świeżo wyremontowane ale przynajmniej nie ma totalnej ruiny).Zabudowa jest w miare jednolita bez znaczących różnic szpecących widoki.Mnóstwo knajpek w różnorodnym stylu( mało tandet sieciowych).Wszędzie sklepiki z różnościami ale też domy handlowe.Chinatown z prawdziwego zdarzenia i niesamowita uliczka biegnąca prawie pionowo w dół z zakrętasami.No i przede wszystkim komunikacja miejska ,z której korzystają wszyscy a stanowią ją :trolejbusy, autobusy,tramwaje i cabel car.A ponad to na ulicach widać dużo białych i skośnookich a mało meksykanów(tu wychodzi na to ,że jestem rasistką ale w tym przypadku chodzi głównie o porządek na ulicach i względne bezpieczeństwo). Tak więc po pierwszym dniu nawet pogoda mi specjalnie nie przeszkadzała-było tak zimno,że kupiliśmy rękawiczki-a jako nadworny zmarźlak nr jeden z reguły jest to podstawowa przeszkoda.
Jutro ciąg dalszy- mamy trzydniowy bilet na wszystkie miejskie środki lokomocji co znacznie ułatwia poznawanie miasta.Zapomniałam jeszcze dodać,że samo dotarcie do miasta z lotniska to zupełna błahostka-wsiada się w kolejke i po pół godziny jesteś w centrum( w LA to przeprawa różnymi środkami lokomocji).
jeszcze jedna ciekawostka: pierwszy raz w życiu widziałam knajpy(zarówno śniadaniowe jak i obiadowe),do których aby się dostać trzeba zapisać się na liste oczekujących a potem odstać nawet do godziny aż zostanie się poproszonym do środka przez uśmiechniętego kelnera- jak jest ciepło to w sumie nie ma problemu ale przy silnym wietrze i chłodzie zaczyna to być conajmniej dziwne.