kilka dni spędziliśmy w LA czyli Mekce wielu ludzi.Mnie nigdy nie ciągnęło specjalnie do Stanów( nawet do tego stopnia,że gdy konsul w Warszawie spytał się dlaczego tak mało czasu chcemy tu spędzić w wyprawie dookoła świata odparłam,że są ciekawsze miejsca do zobaczenia) no i może dlatego mogę na nie spojrzeć obiektywnie.Tak więc te blaski to zadbane dzielnice z ładnymi domkami i wypielęgnowanymi ogródkami(np.Westwood czy Beverly),niezła komunikacja,ogromne budynki w centrum,piękne samochody(np. hamer jako limuzyna),szeroka plaża z dobrą infrastrukturą w Santa Monica oraz ogólnie łatwe życie dla bogatszych.Ale jest i druga strona medalu czyli duża liczba bezdomnych głównie ciemnoskórych oraz ludzi nie do końca obecnych na tym świecie(wskazana wizyta u psychiatry).Komunikacja miejska jest opanowana przez Meksykańców-napisy i reklamy po angielsku i hiszpańsku.Tu przypomina mi się oglądany kiedyś film o nagłym zniknięciu latynosów z Kaliforni-no i rzeczywiście byłaby to jakaś "masakra".
Odwiedziliśmy też Hollywood oczywiście i tu spotkało nas rozczarowanie bo oprócz jednego miejsca wokół chińskiego teatru i Kodak teatru nie dzieje się tam prawie nic.Aleja z gwiazdami jest,troche sklepików i knajpek no i poza tym nic.Tak smutnawo.
Chodząc po mieście natykaliśmy się na różne dzielnice: Little Tokyo(czyściutka i uporządkowana) ,koreańska i rosyjska.Natrafiliśmy też na festiwal polskich filmów z Katyniem w roli głównej.
Tak więc ogólnie miło spędziliśmy czas a teraz czas na San Francisko.