To nasza pierwsza wizyta w USA, dlatego nieco byliśmy stremowani przed rozmową z oficerem na immigration. Dużo się naczytaliśmy o uciążliwych procedurach przekraczania granicy....a było całkiem łatwo. Nie wiem czy to reguła, ale granicę USA przekroczyliśmy już na lotnisku w Toronto. Najpierw chech-in - i tu zaskoczenie po otrzymaniu boarding pass zabieramy swoje bagaże i idziemy za strzałką do przejścia granicznego z USA (?!). Po trzyminutowej konwersacji z oficerem, pozostawieniu odcisków palców oraz szczerym uśmiechu do kamery dostajemy pieczątki z pozwoleniem na półroczny pobyt w USA. Co prawda oficerowi nie bardzo przypadła do gustu duża ilość pieczątek z bliskiego wschodu w moim paszporcie ale po krótkim marudzeniu byliśmy po imigration. Dopiero teraz oddajemy bagaże. Dalej już rytunowo, konrola osobista (nie szczególnie dokładna) sprawdzenie boarding passów i czekanie na samolot. Po pięciu godzinach lotu wylądowaliśmy w LA. Tu kolejne zaskoczenie - wysiadając z samolotu nie przechodzimy przez żadną kontrolę a do sali odbioru bagaży mają praktycznie dostęp wszyscy z ulicy. Hotel zarezerwowaliśmy w downtown blisko stacji metra przy 7th Street. Do centum dotarliśmy shuttle busem za 4$. Hotel jak wiele innych, może po za jednym co go wyróźnia. Wszystkie przybory do śniadania są jednarazowe ( talerzyki, kubki, widelce itd), no i lurowata kawa....ale to w Stanach ponoć norma. Zaczynamy zwiedzanie, na pierwszy ogień idzie Downtown. Pogoda wyśmienita pozwalająca powrócić do naszego letniego ubrania ;-) Pierwsze wrażenia dość zaskakujące. Wydawało nam się, że chodzimy po jakimś meksykańskim mieście, a nie po centrum jedej z największych i najbogadszych metropolii świata - prawie sami meksykańcy, trochę czarnych i azjatów. Na ulicy i szyldach dominuje hiszpański. Porządek na ulicach też latynoski. Taki obraz dominuje w południowo wschodnim downtown. Wszystko się zmienia jak dochodzimy do little tokyo. Nagle wszysko posprzątane, budynki zadbane, dość dużo turystów i białych kołnierzyków ( pora lunchu). Idąc dalej w kierunku zachodnim doszliśmy do dzielnicy finansowo- kulturalnej. Mnóstwo drapaczy chmur i nowoczesnej architektury ( czasami zbyt nowoczesnej). Które oblicze LA jest prawdziwe? Sprawdzimy to w ciągu kolejnych dni. Zaskakujące jednak, że w tak cywilizowanym kraju tak blisko siebie żyją tak różne od siebie światy