Traktowaliśmy powrót do Polski jako konieczność - wiadomo wyrobienie nowego paszportu oraz wizy do usa. Mieliśmy jednak nadzieję, że będzie to fajny przerywnik po półrocznej podróży. Niestety oboje nas dopadła deprecha... ale po kolei. Podróż z Cancun do Hammu trwała ponad 30 godzin:najpierw lot do Mexico City(panorama miasta z okien samolotu niesamowita-moloch ze smogiem), przerwa i lot do Toronto( i tu dla nas niespodzianka Kanada pokryta śniegiem)-i tu bez przeszkód i wiz przechodzimy do hali odlotów na kolejny samolot do Frankfurtu(stewardesy w Air Canada to panie w różnym wieku ale głównie takie przed emeryturą-to chtba wyjątek na skale światową,bo troche lini lotniczych już zaliczyliśmy i ten fach jest oblegany przez młodzież).Wreszcie pociągiem przemierzamy malownicze rejony nadreńskie z winnicami i ruinami zamków na zboczach.Oczywiście przy każdym etapie podróży dokładamy warstw ubraniowych i w rezultacie już w Hammie wyglądamy jak bałwanki.Tu możemy się przespać bo w samolotach jakoś tym razem nie bardzo nam to się udawało.Niestety trafiamy na nieciekawą pogode.Polska przywitała nas deszczem,smutkiem,szarością i wyścigiem szczurów-czyli wszystkim od czego uciekamy.Teraz kolęda po rodzinie i znajomych.Na szczęście mamy mete w Poznaniu dzięki Małgosi i Sebastianowi-wielkie dzięki za przygarnięcie "kropka".