Niestety pozwoliłam Piotrowi na opis moich kamyczków i zrobił to dosłownie w jednym zdaniu co jak słusznie zauważyła moja mama jest niewystarczające w żadnej mierze.Śpieszę wiec z uzupełnieniem.Przede wszystkim Copan znacznie różni się od Tikal: tam jest niewielki teren z budowlami średnich rozmiarów i mnóstwo stel i ornamentów dających wiedze współczesnym o tamtych czasach,panujących dynastiach,wierzeniach i astrologii.Pod tym względem Tikal jest ubogie,ale za to świątynie są ogromne i położone na znacznej przestrzeni a do tego wszystko otacz gęsta dżungla.Zwiedza się spacerując wyciętymi dróżkami a nad nami przeskakują po drzewach małpy,słychać ich wycie, fruwa mnóstwo różnorodnych ptaków , nawet przebiegł przed nami jeleń.To wszystko sprawia ,że Tikal żyje i daje świadectwo ówczesnego życia.Niesamowity był widok po wspięciu się na świątynie nr.IV-morze dżungli i pojedyncze wystające szczyty świątyń.Jest w Tikal też piramida będąca astrologicznym obserwatorium.I tu mała ciekawostka: majowie nie mieli koła jako środek transportu a ich kalendarz jest kołem????Musze jeszcze dodać,że mieliśmy fajnego przewodnika,który był dumny z płynącej w jego żyłach krwi Majów-dużo nam o nich opowiadał w interesujący sposób.To tyle dodatków a teraz droga do kolejnych ruin.
Wykupiliśmy bilet na przejazd( bus+ łódź+bus).Wyjazd o 5 rano.Po niewielkim jak na te warunki opuźnieniu( nawet nie zdążyłam się specjalnie zdenerwować) wyruszyliśmy w 11 osób( w tym para starszych amerykanów, którzy zapłacili 3 razy tyle co my chcąc uniknąć podróży łodzią i mieć w miare komfortowe warunki ale jak się okazało taki autobus nie istnieje- musieli więc jechać z nami).Po pół godzinie droga asfaltowa zmieniła się w szutrową z licznymi wybojami-tak że przez ponad godzinę wytrzęsło nas za wszystkie czasy.Potem odprawa graniczna w ekspresowym tempie i 20 minutowa przeprawa łodzią( graniczne miasta nie są po przeciwnej stronie rzeki lecz oddalone o ok.10 km).I znowu odprawa, do której tym razem musimy dojść kawałek.Nowy bus i informacja,że musimy poszekać ponad pół godziny na odjazd(taki rozkład jazdy mimo ,że wszyscy już byli w busie).Jedna z pasażerek posłużyła się swoim doskonałym hiszpańskim i po krótkiej "wymianie" zdań wreszcie ruszyliśmy.Tym razem droga asfaltowa za to bardzo kręta.Po drodze kilka posterunków policji i wreszcie po 3 h jesteśmy na miejscu.Wieczoremleje, w nocy leje i ranek też nas wita deszczem.Ale troche sie rozpogadza- dziś lub jutro nowe ruiny.