Jedziemy do Nikaragui...i to bardzo wcześnie. Pobudka 4.50 taksówka na dworzec Tica Bus (najbardziej popularna firma w ameryce centralnej). Bilety do granady po 14USD od osoby. Autobus zapełniony w 30%. Jedzie się komfortowo, klimatyzacja, film ...no i sielanka się skończyła o 8.30. Nasz autobus próbował wyminąć jakąś zawalidrogę i został popchnięty przez ciężarówkę w wyniku czego stuknął w wymijaną furgonetkę. Nikomu nic się nie stało ale autobus nie nadawał się do dalszej drogi. Przez chwilę konsternacja co dalej. Po pół godziny dowiedzieliśmy się, że zabierze nas kolejny autobus jadący do Nikaragui..ale nie do Granady ( ale to okazało się po przekroczeniu granicy). Nasz autopbus do przyjazdu policji zatarasował najważniejszą drogę ameryki centralnej ( tzw. Panamericanę). A że policja przyjechała po 1,5 godziny stworzył się gigantyczny korek. Po przyjeśdzie policji wszystko potoczyło się sprawnie. Autobus doczłapał sie na postój a po pół godziny podjechał autobus z San Jose jadący do Jinotepe - zmieścili się wszyscy. Na granicy po stronie Kostaryki poszło dość sprawnie. Po stronie nikaraguańskiej mieliśmy black jack`a, każdy naciskał przycisk i jeżeli zapaliło sie zielone to pakował się do autobusu, przy czerwonym czekała go trzepanka bagażu. My mieliśmy wyjątkowo tego dnia szczęście ( 2 zielone światełka :-)). No i wtedy dowiedzieliśmy się, że musimy czekać na specjalny autobus, który po wypadku wyjechał z San Jose. Na szczęście nie trwało to długo i po 30 min byliśmy już w nowym autobusie, niestety kolejne 30 minut czekaliśmy... na nie wiadomo co. Do Granady dojechaliśmy ok 17.30 ( zamiast podróży 8h całość trwała 11,5h). Po dotarciu do naszego zarezerwowanego hostelu ( jedyny dostępny w internecie z powodu IV Międzynarodowego Festiwalu Poetyckiego) niespodzienka - pokoju dla nas nie ma. Pan nas przeprosił i tyle. Powoli zachodzi słońce a my jesteśmy na lodzie w mieście bez wolnych miejsc hotelowych. Zaczęliśmy gonitwę od hotelu do hotelu...na i po 30 minutach w końcu uśmiechnęło się do nas zachodzące słońce. Znaleźliśmy całkiem faje lokum. Jesteśmy zmordowani, kolacja prysznic i idziemy spać. Biegając po hotelach miasto wywarło na nas dobre wrażenie, dużo odrestaurowanych domów, przerobionych na hotele lub knajpki, a co najważniejsze poczuliśmy się tu bezpiecznie.
PS W miedzy czasie Aga udzieliła wywiadu do kostarykańskiego radio - możecie go wysłuchać na fali 101,1 FM w przyszłą niedzielę ...oczywiście w San Jose... rośnie nam prawdziwa gwiazda - nazwisko i imię zobowiązuje ;-) może kolejna edycja Tańca z Gwiazdami