Wczoraj poplynelismy wodna taksowka do Changinoli,aby tam przenocowac przed wyjazdem do San Jose.Miasteczko samo w sobie nic nie prezentuje-glowna ,jedna ulica z mnostwem hoteli(zero problemu ze znalezieniem noclegu),tanich sklerow i knajp oraz z terminalem autobusowym nas szczegolnie interesujacym.Zaraz po zaokretowaniu w hotelu Semiramis poszlismy wlasnie na terminal-akurat przybyl autobus z Kostaryki-pytanie o wczesniejszy zakup biletu bylo oczywiscie bezcelowe-podobno rano nie bedzie problemu.OK.Jak napisalam miasto to nic ciekawego ,ale podroz lodzia z Bocas to prawdziwy pokaz mozliwosci matki natury- piekna woda,plaze,potem wplyniecie w kanal i tu prawdziwy wybuch zieleni-po prostu oszalamiajace.A po tych doznaniach jeszcze jedna atrakcja po drodze do miasta.Moze pamietacie jak Cejrowski w Boso przez swiat pokazywal bananere-no to my widzielismy to na wlasne oczy-wielkie polacie pokryte bananowcami( a szczegolnie super wyglada to ze wzgorza-morze).
Dzis o 10-tej wyjechalismy i po 20 minutach bylismy na granicy-poszlo dosyc sprawnie ,bo zapobiegawczy Piotrus zabukowal bilety lotnicze z Nikaragui do Hondurasu( oczywiscie promocja),a bez takiego dokumentu musielibysmy wykupic powrotny bilet u kierowcy autobusu( co i tak nie bylo by zbyt bolesne-bilet kosztuje 10$).Droga byla dosc meczaca bo 250 km pokonalismy w 5 h-ale bylo to zrozumiale zwazywszy, ze jej polowa odbyla sie w gorach.
Teraz odpoczynek a od jutra wycieczki do wulkanow.