Zmuszeni zostaliśmy do dłuższego pobytu w David (na szczęście tani i dobry hotel) przez trwający szał karnawałowy i brak wolnych miejsc w innych interesujących miejscach- musieliśmy po prostu przeczekać.Pojechaliśmy jeszcze na wycieczke do Cerro Punto, ale oprócz fajnej podróży (widoki za oknem) nie był to udany wypad.Na miejscu spotkaliśmy pijanych indian i nic poza tym- a miały być plantacje truskawek i kwiatów ( i podobno są jak twierdził spotkany już tutaj Amerykanin panamskiego pochodzenia- i to podobno przepiękne orchidee- no ale nasz hiszpański pozostawia wiele do życzenia a w szczególności z pijanym rozmówcą).Trudno.Wczoraj od rana wyruszyliśmy najpierw autobusem ( a właściwie minibusem Toyota) do Almirante ( niesamowite 4 h po zakrętasach w górach porośniętych cudowną zielenią i z pięknymi widokami, a ruch samochodowy to około 12 pojazdów na 30 min.).Następny etap to taxi do portu a potem wodna taksówka do Bocas del Toro.No i wreszcie łódź na wyspe Bastimentos.Tutaj mamy hotel na palach wysuniętych w wode- czyli tak jakbyśmy byli na statku.Przez wyspę przebiega wzdłuż betonowa ścieżka i to jest jedyna tu droga.My po południu udaliśmy się na ponoć piękną plażę-prowadzi do niej dróżka błotnisto-gliniasta wycięta w dzungli-wrażenie niesamowite-cały czas otaczją nas odgłosy przyrody,no i efekt końcowy jest rzeczywiście imponujący.Ciepła woda,piękne widoki,drobny piaseczek.Czemu więc zatytułowałam,że to prawie raj?Ludzie tutaj oględnie mówiąc mają wielki luz a ich wymowa zarówno hiszpańska jak i angielska jest raczej mało zrozumiała-to niby nic, ale na dłuższą mete staje się naprawde męczące.Może za dużo marudze?????