No to wyruszamy zaopatrzeni w setki map i sloneczna pogode na najbardziej malownicza trase w Australii.Cala linia brzegowa usiana jest skalami ktore przez setki i miliony lat byly poddane dzialaniu wody morskiej co daje niesamowite efekty.Co kilka kilometrow sa zjazdy do punktow widokowych z opisami i zorganizowana infrastruktura.Czesto spotykamy tych samych ludzi zawijajacych do tych samych miejsc.Po drodze sa tez male miasteczka polozone malowniczo na skalach lub przy plazach.Jestesmy troche zdziwieni ze nie ma dzikich tlumow turystow-co prawda jest to juz gleboka jesien i trzeba dysponowac wlasnymi lub wypozyczonymi koniami mechanicznymi aby tu dotrzec ale tak wlasnie wiekszosc ludzi zwiedza Australie-w kempingo-domko-samochodach roznego kalibru i jakosci.
Niestety w czasie drogi psuje nam sie pogoda-deszczyk z wiatrem i robi sie natychmiast dosc chlodno.W takich warunkach docieramy do glownej atrakcji wybrzeza czyli 12 apostolow.Na szczescie przestalo padac.Widoki sa super ale jakos nie mozemy sie doliczyc 12 skal???Mimo to warto tu byc.
Druga polowa trasy to niezly poligon doswiadczalny dla swiezo upieczonego kierowcy-Piotr radzi sobie wysmienicie na esach-floresach wzdluz wybrzeza,bo ten odcinek biegnie wzdluz samego oceanu i dlatego jest taki krety.Na szczescie zdazylam juz wyrosnac z choroby lokomocyjnej i moge z zapartym tchem podziwiac widoki.
Pod wieczor wyjezdzamy na droge szybkiego ruchu w kierunku na Melbourn.A potem utykamy w korku na obwodnicy-jest troche stresowo bo sie sciemnia i nie znamy okolicy ale na szczescie po godzinie wyjezdzamy na Hume hwy i dojezdzamy na nocleg do Seymour.