Doszłam do wniosku,że w ostatnim wpisie potraktowałam Buenos trochę po macoszemu.Postaram się to nadrobić i dostarczyć nieco praktycznych szczegółów.Miasto ma dobrze rozwiniętą sieć metra,które dociera do wszystkich ważnych turystycznie miejsc i ma ważną zaletę(jak i zresztą cała komunikacja miejska) jest bardzo tanie(mimo,że 31.12 dokonano podwyżki 20% to itak bilet na jedną podróż bez względu na ilość przesiadek kosztuje ok.75 groszy).Można też poruszać się autobusami(jeżdżą co minute a i tak nie ma korków).Niektórzy wybierają poznawanie miasta rowerem(widzieliśmy ekipe z 25 rowerów jadących jeden za drugim).My natomiast wybraliśmy podróż pieszą, aby móc pozachwycać się kontrastami starego i nowego,pięknymi budynkami i knajpkami.Pewną niedogodnością był upał( na przejściach dla pieszych patelnia rozgrzewała się do 40 stopni), duża ilość psiej bytności na chodnikach oraz niezbyt dobry stan tych ostatnich.Do tej pory nie rozumiałam jak ktoś mi mówił,że zakochał się w jakimś miescie.Teraz napewno wiem ,że Buenos Aires będę nosić w sercu iże będę chciała tu wrócić.
Wieczorem po dozie nerwów( zupełny czeski film czyli nikt nic nie wie na dworcu autobusowym,odjazdy spóżnione i bez żadnej sensownej informacji) udało nam się wyjechać do Cordoby.Wyjeżdżaliśmy w burzy i deszczu.Temperatura nieco spadła, ale na nas i tak to nie zrobiło wrażenia bo podróżowaliśmy co prawda wygodnie,ale w wygodnej lodówce.Znowu uratowały nas śpiwory.Podróż była dodatkowo urozmaicona zmiana w połowie trasy "konia" tzn.przesiadka do innego autobusu.Nikt nic nie wiedział ale też nikt nie protestował.Może to norma????
Dziś po południu ruszamy w miasto.Uzupełnimy też zaległe zdjęcia.