Po kilku wizytach w biurach, gdzie wbrew informacja z Ambasady polskiej w Ammanie mowiono nam ze jezeli nie mamy pieczatki z Izraelu to nie bedzie problemow z uzyskaniem wizy syryjskiej na granicy zdecydowalismy sie na service taxi do Damaszku ( prywatny samochod z kierowca) ktory dzielilismy jeszcze jednym pasazarem z Jordani () ktory nota bene zaproponowal mi prace w Dubaju w jego firmie). Do granicy dotarlismy po1,5 godziny. I tam wianuszek kolejek, aby wyjechac z Jordani i wjechac do Syrii. Szczegolnie Syryjczycy lubuja sie biurokracji. Przed syryjskim immigration poczulem chwile zwatpienia. Wielki napis glosil, ze jezeli w danym kraju jest ambasada Syrii to obywatele tego kraju musza uzyskac wize wlasnie tam. A Ambasada Syrii oczywiscie jest w Warszawie. Z drugiej strony na drugiej scianie jeszcze wiekszymi literami napisano ze wiza do Syrii dla Polakow kosztuje 28 USD...no coz. Ostatecznie wszystko odbylo sie gladko i po 20 minutach opuscilismy granice. Po kolejnej godzinie bylismy w Damaszku, gdzie po paru minutach zlapalismy autobus do Aleppo (5h jazdy).
Szukajac hotelu spotkalismy ciekawego czlowieka. Pomogl nam w znalezieniu hotelu a pozniej zaprosil na kolacje. W drodze powrotnej wstapilismy do jego pracowni na male co nieco. ( zdjecia pozniej jak dorwiemy szybsze lacze ;-)