Zaczynamy od zwiedzenia świątyni kochanków Sukuh.Potem odwiedziny w galerii batiku-dzieła zwłaszcza te na jedwabiu robią wielkie wrażenie( piękny obraz 2x2m zatytuowany ptasi bazar i pokryty niezliczoną liczbą barw.Następny punkt programu to sułtański pałac w Yogyakarcie-naprawde nic szczególnego więc około 30 minut spędzamy włócząc sie po dziwnycz salach z dziwnymi okazami(np. skarpetki X sułtana) znudzreni maksymalnie i to w towarzystwie pani mówiącej podobno po niemiecku ale sprawia wrażenie jakby wszystkiego nauczyła się na pamięć,a na zadawane pytania wogóle nie reaguje.
Dalej gwóźdź programu czyli Borobodur.Dojeżdżamy do cudownego miejsca.Aby dostać się do samej świątyni trzeba przejść spory kawałek ale za to oczom ukazuje się cudowny widok.Musimy pamiętać o tym ,że Indonezje zamieszkuje największa na świecie liczba mieszkańców wyznania islamskiego a to jest największa na świecie świątynia buddyjska.Nie dziwi więc ,ze jest opuszczona ale za to niesamowicie zadbana.Jest monumentalna a pokrywające ją płaskorzeżby fantastyczne.Od czasu do czasu odbywają tu się ważne uroczystości i wtedy pewnie tętni życiem.Ale dziś jest tu spokojnie i pusto co jeszcze potęguje atmosfere wielkości.Na trzeim tarasie(piętrze) natykamy sie na dużą liczbe stup( czyli imitacja odwróconych jałmużnych misek mnichów) a we wnętrzu każdej znajduje sie posąg Buddy.Aby sprzyjało szczęscie należy dotknąć takiego posągu co nie jest łatwe bo taka stupa mimo swojej "pokratkowanej" struktury znacznie utrudnia dotarcie do posągu.Zresztą wizerunek Buddy widnieje także w niszach każdej z 4 ścian świątyni i to w różnych pozach modlitewnych.Zwieńczene świątyni stanowi ogromna stupa.
Na koniec tajemnica tak świetnego zachowania budowli.Odpowiedź jest prosta-Holendrzy przyjechali,rozebrali świątynie,ponumerowali każdy kamień,poszczególne piętra oddzielili ołowianymi blachami aby nie przenikała wilgoć i potem tak jak klocki Lego złożyli budynek od nowa.
Jakby mało było atrakcj na dzisiaj to jeszcze wieczór spędzamy orginalnie.Bierzemy udział w skróconej na potrzeby europejczyków wersji Ramajany.Orginalnie trwa do 8 godzin-my mamy tylko 1,5h.Występ poprzedzony jest kolacją do której przygrywa dość specyficzna orkiestra(Gamelan)-złożona z grupy starszych osób-mamy wrażenie że każdy gra dla siebie i niezależnie od reszty zespołu.Dopiero pojawienie się tancerki powoduje ,że ta cała "kocia muzyka" nabiera sensu.