Następny dzień to pobudka przed świtem.Ubieramy się prawie we wszystko co mamy ale i tak jest dość zimno w porównaniu z upałami na terenach położonych niżej.Miejscowi chodzą w czapkach, rękawiczkach i grubych kurtkach.
Rano też możemy dopieo docenić piękno położenia hotelu i mimo ,że jego standard pozostawia wiele do życzenia to i tak jest super i jest najlepszy w całym miasteczku bo...jedyny.Wjeżdżamy mozolnie busikami z napędem na 4 koła do punktu widokowego na 2400m.n.p.m-a tu nam zapiera dech w piersi-stoimy na brzegu krateru wulkanicznego obejmującego ogromny obszar,a do tego w oddali widać stożki wulkaniczne m.in.Bromo i wypuszczającego obłoczki dymne Semrau.Jest bajecznie.Potem wyprawa na Bromo czyli krajobraz księżycowy,wspinaczka po schodkach aw dole we mgle,chmurach i pyle wulkanicznym kucyki czekające aby wspomóc zmęczonych turystów.Okazuje się ,że niedawno Bromo wykazywał aktywność i wyrzucał głazy,z których jeden zabił turyste.Odczuwamy więc pewien niepokój ale i piękno otaczającego nas krajobrazu.
Wieczorem lokalna kolacja w lokalnej restauracyjce w prymitywnych warunkach ale bardzo smaczna.