I znów pociągiem pokonujemy ostatni etap tej podróży.Po południu udajemy się na wzgórze otaczające miasto z grobowcami Marynidów.Roztacza sie tu niesamowity widok na miasto a zwłaszcza na Medyne ,która jest przeogromna.Nabieramy podejrzenia ,że sami możemy nie dać sobie rady ze odnalezieniem się w jej zakamarkach.Tym bardziej,że nasz kolega,który włada arabskim był tu niedawno i się zgubił.
Następnego dnia postanawiamy jednak spróbować.Przy pomocy sympatycznego starszego pana łapiemy taksówke i jedziemy do najbardziej oddalonego od naszego hotelu punktu Mediny.Na miejscu przeżywamy kolejny szok:niesamowita liczba ludzi,straganów,sklepików i wąskich splatanych uliczek.Mała panika.Ale po chwili okazuje się,że to miejsce nie jest takie złe jak się by wydawało na pierwszy rzut oka.Odnajdujemy mape a na niej szlaki tematyczne-każda wycieczka to inny kolor i oznakowanie-nie sposób się zgubić.Podążając jak po nitce do kłębka odwiedzamy obowiązkowy punkt czyli garbarnie.Oczywiście zapach jest nie do wyrobienia bo stosują tu metody i "preparaty" jak za dawnych czasów ale jest to na swój sposób ciekawe miejsce.Potem to już tylko przyjemności-czyli samo piękno połączone tym razem z mieszanką wspaniałych zapachów.Udaje nam się szczęśliwie dotrzeć do końca plątaniny bez szwanku.
Po południu musimy dotrzeć na lotnisko.Odnalezienie właściwego autobusu nie jest rzeczą prostą.Wreszcie znajdujemy ten jedyny obtłuczony i nie wyglądający na to że da rade gdziekolwiek dojechać.Dowiedzieliśmy się że bilety należy kupić w autobusie.Wsiadamy do wehikułu a tu na środku stoi "kasa" czyli pan w budce z okienkiem.Juz bez przeszkód docieramy na lotnisko.Potem lot do Londynu i dalej do Wrocławia oraz nocny pociąg do Poznania.