Wczorajszego dnia nie możemy zaliczyć do specjalnie miłych i relaksujących ,no ale może po 7 dniach relaksu należało nam się troche adrenaliny żebyśmy nie zapomnieli jak piękne jest życie.Teraz konkrety.Żegnając się z Karoliną na Roatanie stwierdziła ona że dobrze ,ze lecimy dzisiaj, bo zmienia się pogoda a wtedy trudno jest opuścić wyspe zarówno drogą morską jak i powiertzną.Tak podtrzymani na duchu pojechaliśmy na lotnisko.Odprawa trwała w nieskończoność,ale było to małe piwo w stosunku do tego co nas czekało.Najpierw poodlatywały samoloty innych linii,a my czekaliśmy i czekaliśmy bez żadnej informacji o naszym locie.Wreszcie megafon przemówił przepraszając za opuźnienie i że zwiększy się ono jeszcze o 40 minut.Mieliśmy wykupiony bilet na autobus do Copan Ruinas ale przerwa między lotem a busem była dość spora więc się jeszcze specjalnie nie denerwowaliśmy.Potem jednak czekanie przedłużyło się o kolejne 20 minut no i wreszcie idziemy do samolotu.No w tym przypadku to akurat słowo samolot brzmi dumnie- powiem szczerze,że wyglądało to gorzej niż Cesna a było na 33 osoby.Siedzimt i mamy już wystartować a tu komunikat,że mają problemy natury mechanicznej i proszą o przejście do poczekalni....ale nie-kolejny komunikat,że mamy zostac i że potrwa to tylko 5 minut. No teraz to juz możemy nie zdążyć.Wreszcie startuje silnik lewy..... a dopiero po dłuższej chwili silnik prawy.Kołujemy i startujemy.Powiem szczerze,że po tym wstępie pierwszy raz naprawde bałam się lecieć.Ale bez problemu i to nawet naprawde wzorowo lądujemy na Ceibie a po 10 minutach dalszy lot do San Pedro Sula.Wylądowaliśmy dokładnie o 16 a jeszcze bagaże -autobus odjeżdża o 16.30.Jednak wszystko idzie w miare gładko i dojeżdżamy do San Pedro.Tu musimy poczekac do 18 na autobus do Copan. Dworzec autobusowy firmy Hedman Alas jest bardzo nowoczesny i zrobiny na wzór lotniska- z bramkami i odprawą. Jest juz zupełnie ciemno i zaczęło padać.Okazuje się,że w autobusie z nami jest troje luda-troche mało jak na słynne ruiny.Wyjeżdżamy prawie punktualni.Czeka nas trzygodzinna podróż z pewną dozą strachu-tyle się naczytaliśmy i naopowiadano nam o napaściach na autobusy,że w tych ciemnościach wyobraźnia zaczyna intensywnie pracować.Jednak wszystko się kończy dobrze-w Copan czeka na nas kierowca z hotelu i ty sposobem docieramy bezpiecznie do celu.
Dzisiaj poszliśmy do muzeum w mieście i połaziliśmy po centrum- troche przygnębiające wrażenie-bieda jest widoczna dość mocno.
no ale jutro moje ukochane kamyczki-mam nadzieje ,że się nie rozczaruje.