Dzisiaj zbyt wiele km nie zrobilismy z powodu tego ze zamiast na ilosc idziemy na jakosc tzn.jest po drodze wzdluz wybrzeza kilka miejsc do odwiedzenia co powoduje ze czas podrozy sie wydluza.Jest bardzo malowniczo i czasem az zapiera dech w piersiach.
Jedno z miejsc jest polozone na terenie prywatnym czyli ogromnym polu-tak wielkim ze nawet nie widac gdzie jest polozony dom.A samo miejsce jest dosc magiczne-to olbrzymie kamienie a moze raczej zwietrzale skaly ktore przez dlugie lata przyjely niesamowite ksztalty.
Wsrod wielu odjazdow z glownej trasy jeszcze jeden zasluguje na szczegolna uwage.To park narodowy Coffin Bay-nazwany tak od nazwiska podroznika a nie na czesc trumny.Zajmuje ogromna powierzchnie na samym cyplu i nie wszedzie mozna dojechac zwyklym samochodem.Ale najepsze jest to ze nagle przed kolami naszego samochodu przebiegaja jeden za drugim dwa emu-trzeci sie wycofal oceniajac slusznie ze bysmy go przejechali.A doslownie kawaleczek dalej kolejny zawodnik biegnie zygzakiem wzdluz drogi-piorunujace wrazenie.
Dzis docieramy tylko do Port Lincoln-niedoszlej stolicy stanu.Spimy w kabinie na polu kempingowym tuz nad woda.Drugi raz korzystamy z takiego miejsca noclegowego i stwierdzamy ze jest to dobra alternatywa w stosunku do motelu.Czysto i milo tylko troche zimno nad ranem.