Od rana na szczescie nie pada ale za to niemilosierni wieje.Postanawiamy wiec podarowac sobie dzien w Esperancy i po odwiedzeniu kilku punktow widokowych i przejazdzce nadmorska promenada wyruszamy w dalsza droge.Pierwszy punkt to Norseman-niewielka miescina na rozstaju drog-dalej juz ma byc pustynia.W tutejszym sklepie robimy zakupy bo na przeprawe na drugi brzeg nalezy sie zaopatrzec w stosowne ilosci prowiantu,benzyny i przede wszystkim wody-tak na wszelki wypadek.Po drodze co jakies 150 km sa zajazdy.Wszystko jest super oznakowane-kiedy bedzie kolejny zajazd i czy jest tam stacja benzynowa.Droga prosciutka,jednopasmowa w kazda strone ale to wystarczy bo rzadko cos wymija nas a jeszcze rzadziej my cos wyprzedzamy.Jedna z atrakcji sa ponad normalnych gabarytow ciezarowki ktore pruja 110(czyli tyle ile mozna) i nie zwracaja uwagi na nic-w tym takze na kangurki ktore w nocy przywabione swiatlami samochodowymi probuja sforsowac droge stajac sie niestety ofiara ciezarowcow.Tak wlasnie te martwe zwierzatka sa jedynymi ktore mozemy dostrzec po drodze.
Przyjemniejsze widoki stanowi roslinnosc.Mimo ze to pustynia-czyli w naszych wyobrazeniach calkowity brak roslinnosci-to po horyzont sciela sie krzaczki a od czasu do czasu nawet jakies drzewko.Wygladea to(mimo ze nie widzielismy na wlasne oczy a tylko w telewizji)jak afrykanska sawanna.Do tego zmierzcha sie i zbieraja sie chmury-jednym slowem widoki bajeczne.Niesamowity jest 145 km odcinek prostej drogi-chyba najdluzszy taki na ziemi.Tak docieramy na nocleg do Cocklebiddy-stacja benzynowa+restauracja+motel.Populacja 7 luda.W opisie hotelowym znajduje zapis-"to co widzisz to masz"(what you see is what you get).