Podróż dostarczyła nam nieco emocji. Wszystko przez opóźniony lot z Poznania do Liverpoolu. Na zmianę samolotów mieliśmy bardzo mało czasu, a jak pewnie wszyscy wiedzą w low-costach niema instytucji transferu bagaży pomiedzy samolotami nawet w obrębie tego samego przewoźnika. Biegnąc przez lotnisko z plecakami przez chwilę poczulismy się jak uczestnicy amazing race - jednego z naszych ulubionych programów podróźniczych. Do Granady dolecielismy punktualnie ... ale tym razem na lotnisku przetrzymała nas awaria zamka luku bagażowego naszego samolotu. Tak jak w większości przypadków lotnisk low-costowych komunikacja publiczna z lotniska do centrum miasta jest dobrze rozwinięta, a na opóźnionych pasażerów nocnego lotu czekał ostatni autobus. Nasz hostel był w ścisłym centrum miasta, ale jego charakterystyczna wizytówka - ściana z grafitti jest niewidoczna w mrokach nocy. Po kilkudziesieciu minutach błądzenia w końcu dotarliśmu.
Po śniadaniu na dachu, z pięknym widokiem na stare miasto wybraliśmy się do must see Granady tj Alhambry. Najpierw dość forsowny spacer pod górę, na szczycie której znajduje się kompleks pałacowy. Zwiedzanie rozległych terenów w tym pałacu, ogrodów, świątyni zajmuje praktycznie cały dzień - ale warto!!! Naprawdę kawał świetnej architektury. Kolejny dzień szwędamy się po mieście, mnóstwo kafejek, tapaz barów a turystów nie tak wielu. Pogoda wyśmienita - przyjemne 22-25 st.